Studio BWA Wrocław
ul. Ruska 46a/III piętro/3rd floor
Wrocław
10.02-13.03.2021
www.bwa.wroc.pl
kuratorzy: Ewa Szabłowska, Stach Szabłowski, Joanna Stembalska
artyści: Oskar Alegría, Kornel Janczy, Honorata Martin, Ann Oren, Liliana Piskorska, Ben Rivers & Ben Russell
przestrzeń wystawy, grafiki: Fabien Lédé
Wystawa jest archipelagiem wysp. Każda wyspa jest wymyślona, a jednak istnieje. Każda jest osobnym miejscem w galerii. Żadna nie jest bezludna, ale każda została stworzona przez jedną osobę, i tylko jedną osobę naraz może pomieścić.
Do stworzenia projektów wysp, ich topografii i geologii, zaproszone zostały artystki i artyści, ludzie filmu i różnych dyscyplin sztuk wizualnych. Każdej z osób zaproszonych do wymyślenia wyspy zadaliśmy pytanie, które jest parafrazą kwestii: co zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę? W tym wypadku chodzi jednak nie tyle o zabieranie, lecz pozostawienie czegoś na wyspie.
Topografia wystawy – pejzaż archipelagu, który stanowi federację miejsc – odbija coś z paradoksalnej kondycji współczesności. Na wymyślenie i tworzenie wysp, można spojrzeć jak na ćwiczenie z terramorfowania. Ta praktyka również nie zaczęła się wczoraj; od czasów Thomasa Moore’a wyspy – zwłaszcza te wyimaginowane – należały do ulubionych terytoriów twórców utopii. Były symbolicznymi poligonami do przeprowadzania ćwiczeń z myślenia o alternatywach dla status quo. Świat wciąż domaga się wymyślania od nowa, dziś bardziej niż kiedykolwiek; wyobrażenie wyspy może się okazać w tej pracy przydatnym narzędziem.
Oskar Alegria, baskijski reżyser i artysta jest poszukiwaczem zjawisk ulotnych, archeologiem pamięci, wywoływaczem duchów przeszłości zaklętych w przedmiotach, obrazach i dźwiękach. Wywoływacz. Przerywacz. Utrwalacz, seria zdjęć wysp jest dopełnieniem filmu Zumiriki, który można obejrzeć na 20. Nowych Horyzontach.
W języku baskijskim „zumiriki” to wyspa pośrodku rzeki. Na takiej wyspie Oskar Alegria spędzał w dzieciństwie wakacje. Pewnego dnia znika pod wodą, zalana w wyniku budowy tamy, a reżyser zostaje właścicielem niewidzialnej wyspy. Alegria przeprowadza się na brzeg rzeki, vis a vis wyspy, z której zostały tylko korony drzew wystające z wody. Buduje prymitywną chatę, urządza warzywny ogródek. Towarzystwa dotrzymują mu dwie kury, kamera i kilkadziesiąt książek. Spędzi tam cztery miesiące.
Film jest zapisem z jego „waldenowskiego” eksperymentu. Jest pamiętnikiem rozbitka, intrygującym kolażem nagrań terenowych, wspomnień, rekonstrukcji. Alegria próbuje odzyskać wspomnienia z dzieciństwa, uratować zanikające obyczaje i słowa. Przeszłość zlewa się z teraźniejszością, w spiralnej ścieżce w głąb pamięci. Zegar na ręce artysty stanął i na wyspie jest zawsze godzina 11.36 i 23 sekundy.
instalacja
Kornel Janczy jest artystą, który od lat eksploruje pogranicza kartografii, pejzażu i różnych sposobów konceptualizowania przestrzeni w sztukach wizualnych. W ramach tych poszukiwań mieści się również „To wszystko na dziś”. Podobnie jak wypadku odbioru dzieł kartograficznych, potrzebna jest praca połączonych sił wyobraźni i gotowości na konceptualizacji, by o tym abstrakcyjnym obiekcie myśleć w kategoriach modelu pewnej przestrzeni. W kontekście Biura Wysp Znalezionych, na pracę Janczego można spojrzeć jak na anty-wyspę. Obszar, w którym powinna się ona znaleźć jest pusty – oczywiście dopóki osoba odwiedzająca wystawę nie skorzysta z zaproszenia artysty i nie zajmie miejsca w centrum instalacji; wówczas okaże się, że odnalezioną wyspą jest ten, kto jej szukał. Można też spojrzeć na tę realizację jak na metaforę przenicowanego horyzontu, nawiasem mówiąc dość mrocznego – horyzontu, który zamiast znajdować się tam gdzie jego miejsce - czyli na widnokręgu - mieści się w środku wytyczonej przez artystę perspektywy. Z kolei w kategoriach kartograficznych moglibyśmy przyjąć „To wszystko na dziś” za reprezentację globu – pod warunkiem jednak, że choćby warunkowo przyjmiemy za dobrą monetę kosmologię płaskoziemców. Przekonanie, że ziemia jest płaska podpowiada tak zwany zdrowy rozsądek, jednak już w starożytności ludzie wykształceni zdawali sobie sprawę, że jest to podpowiedź zwodnicza. Współczesny ruch zwolenników teorii płaskiej Ziemi ma swoje korzenie w kręgach XIX-wiecznych chrześcijańskich fundamentalistów, którzy odkryciom nauki przeciwstawiali dosłowne odczytanie tekstu Biblii. W następnym stuleciu wyobrażenie płaskiej ziemi spychane było na coraz odleglejsze marginesy pseudonaukowego folkloru. Jeszcze pod koniec zeszłego wieku Terry Pratchett w cyklu powieści o Świecie Dysku mógł zabawiać się tym konceptem na gruncie literackiej fikcji, mając pełne prawo uważać go za niewinny i nieszkodliwy. A jednak wiek XXI przynosi renesans płaskoziemstwa, przy czym przekonanie o płaskości Ziemi jest jedynie emblematem wezbranej fali pseudonaukowych narracji, irracjonalizmu, spiskowych teorii i alternatywnych faktów. Jeżeli ktoś miał nadzieję, że epidemia koronawirusa – jako obcesowe wtargnięcie Realnego w sferę Wyobrażonego – sprawi, że ta fala opadnie, to nadzieje takie okazały się płonne. Dzieje się wręcz przeciwnie. Fala wzbiera i przetacza się po Ziemi, która zdaje się wypłaszczać - i można odnieść wrażenie, że horyzont zamyka się w wokół nas coraz ciaśniejszym pierścieniem okrążenia. Co można na to poradzić? Na początek wraz z Kornelem Janczym zapraszamy by stanąć w centrum instalacji. To wszystko na dziś.
badania artystyczne, instalacja site-specific (m.in. teksty, druk na szkle, pozostałości galerii Awangarda BWA Wrocław)
Projekt Łagodny bieg w dół jest to rozpoczęty w 2020 roku eksperyment artystyczno-badawczy, w ramach którego powstają spotkania performatywne, opowieści, analizy i przestrzenie odbioru.
Projekt ma być platformą do budowania przestrzeni emocjonalnego przetwarzania zwrotu prawicowego w Polsce, wzmacniających się i ciągle rosnących w siłę prawicowych narracji i opowieści. Ma być platformą do dzielenia się swoimi reakcjami, odczuciami i opowieściami, przestrzeń do słuchania siebie nawzajem i do rozmowy.
Wychodząc od pojęcia „głębokiej opowieści” zaproponowanego przez amerykańską socjolożkę Arlie R. Hochschild, Piskorska poszukuje metafor i języka do opowiadania o trudnych emocjach i reakcjach, będących wynikiem przeżywania długotrwałego stresu mniejszościowego, na który narażone są osoby należące do grup stygmatyzowanych i dyskryminowanych. (T. Pawłowski-Jarmołajew).
Opowieści udostępnione na wystawie, są to realne historie trzech osób o granicznych emocjach związanych z poczuciem zwrotu prawicowego w Polsce. Pierwsze z nich artystka napisała na podstawie swojej własnej historii oraz historii moich bliskich. Na podstawie odpowiedzi odbiorczyń i odbiorców tej wystawy chciałabym spisywać kolejne z nich.
Jedną z części Łagodnego biegu w dół jest analiza języka oraz reprezentacji wizualnych dyskursu prawicowego w Polsce. Szczególnie interesującą jest dla mnie teoria spiskowa marksizmu kulturowego*, a jedną z reprezentacji wizualnych tej teorii jest fotografia, która zafunkcjonowała kilka lat temu jako klasyczny fake-news krążąc w internecie jako historia o tygrysicy, która po tym jak straciła swoje młode, zaczęła karmić i wychowywać świnki przebrane w tygrysie ubranka.
Zdjęcie tygrysicy wychowującej świnki w polskim internecie zaczęło natomiast ilustrować teorię marksizmu kulturowego (który wymiennie możemy nazywać neobolszewizmem, antykulturą, neogenderyzmem, ideologią gender, cywilizacją śmierci czy marszem przez instytucje.)
Tygrysica zaczęła więc reprezentować oszukaną Europę/Polskę, a świnki przebrane za tygryski, pełzającą idelogię neomarksistowską karmiącą się na jej łonie.
Realnie krążąca w internecie fotografia jest jednak czymś innym: turystycznym show i photo opportunity w jednym z tygrysich ZOO w Tajlandii, podczas którego Tygrysicom wkładano do klatki świński miot, a w klatce obok eksponowano unieruchomioną maciorę karmiącą małe tygryski.
Łagodny bieg w dół zapoczątkowany został latem 2020 w ramach rezydencji w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Kolejne wydarzenia oraz przestrzenie odbioru powstają we współpracy z Biennale Zielona Góra, BWA Bielsko Biała, galerią Studio BWA Wrocław.
*Teoria „marksizmu kulturowego” wrosła na stałe w europejski dyskurs polityczno-społeczny i opiera się na przekonaniu, że mimo upadku komunizmu, jest on nadal praktykowany w sposób niebezpośredni – kulturowy, poprzez „lewicową wojnę podjazdową”. Ta „piąta kolumna”, inaczej nazywana równościową polityką Unii Europejskiej, przejawia się poprzez wspieranie rozpadu tradycyjnego modelu rodziny, propagowanie równości kobiet i mniejszości seksualnych oraz apologię praw człowieka czy lewicowy dyskurs ekologiczny, które to działania są postrzegane jako strategie ponownego wprowadzania ustroju socjalistyczno-komunistycznego.
instalacja, wideo
Trudno uwierzyć, że pierwsza wersja Bańki powstała przed pandemią, choć kiedy Honorata Martin tworzyła tę pracę, do wybuchu zarazy było już całkiem blisko, tyle że wówczas nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. A może wcale nie trudno w to uwierzyć? Martin aranżuje pejzaż katastrofy, w której uczestniczą wszyscy, ale każdy zamknięty jest w swojej własnej bańce. Czy ta katastrofa jest groteskowa czy dramatyczna? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jedna odpowiedź jest taka, że Martin używa przecież zabawek. Inna zawarta jest w wideo-selfie artystki, filmiku, który dopełnia tej zabawy. Jeszcze innej szukać można w rysunkach z tekstem, które towarzyszyły premierowemu pokazowi Bańki w Gdańsku. Na jednej z prac artystka pisała: Banaś nie podał się do dymisji. Nic z tym teraz nie zrobisz. Na drugiej: Kolejny pies uwiązany jest do drzewa w lesie. Nic z tym teraz nie zrobisz. I jeszcze jedna: Bombardowanych Kurdów nie ma kto bronić. Nic z tym teraz nie zrobisz. Tych rysunków jest znacznie więcej, podobnie jak nieszczęść, które wołają żeby coś z nimi zrobić, ale nic z nimi teraz nie zrobisz. Poczucie bezradności aktualizuje się w czasie w pandemii, podobnie jak figury osób zamkniętych w swoich bańkach, niczym rozbitkowie na bezludnych wyspach, albo zamaskowane korona-społeczeństwo. Czy jednak przed pandemią było inaczej? Jeżeli Bańka przedstawia rodzaj katastrofy, to takiej, która zaczęła się na długo przed zarazą. Wirus co najwyżej wzmaga jej moc, oraz poczucie, że jeżeli nic z tym nie można było zrobić wcześniej, to tym bardziej nie da się teraz. Czy uświadomienie sobie bezradności to pierwszy krok do sprawczości? Pewnie tak, ale praca Honoraty Martin jest również o tym, że częścią naszych problemów - elementem naszej bańki - jest obsesja na punkcie sprawczości, iluzja, że teraz coś z tym zrobimy.
wideo 4’30”
Blue, proroczy bo jeszcze przed-pandemiczny, film Ann Oren opowiada o przeciągającym się tkwieniu w mieszkaniu, kiedy ekran staje się dosłownym oknem na świat. Przez nie wpełza do mieszkania natura, by przejąć kontrolę nad lokatorką, jej umysłem i otoczeniem. A może przeciwnie, to jej nastrój rozlewa się dookoła i zabarwia melancholią wszystko, co znajduje się w zasięgu jej wzroku. W angielskim smutek jest niebieski, po polsku mówi się o czarnowidztwie, co nie jest do końca ma miejsce w filmie Ann Oren. Jej świat jest jasny, jak jej przestronne, świetliste mieszkanie, problem w tym, że niepokojąco płynny. Gdy spędza się zbyt dużo czasu z samą sobą, kontury zewnętrznego świata tracą ostrość, za to myśli zaczynają się materializować.
Można zacząć do siebie mówić, albo występować przed niewidzialną publicznością. Niewidzialną, nie znaczy nieistniejącą.
Ann Oren, izraelska artystka i reżyserka od lat mieszkającą w Berlinie, tworzy zarówno krótkie formy filmowe jak i dłuższe, narracyjne. A historie opowiedziane są środkami nie psychologicznymi lecz performatywnymi: ruchem, gestami, tańcem. Role odgrywane - wobec siebie i innych – ich płynność, umowność i dynamika, są istotą jej zainteresowań. Kim jestem? – to podstawowe egzystencjalne pytanie. Czy zawsze jestem sobą? Czy może zmieniam się, zależnie od okoliczności? Czy mogę być kimś innym, kobietą, mężczyzną, zwierzęciem? Wszystkim naraz?
Po wejściu na wyspę Ann Oren, dołącza się do pozostałych aktorów spektaklu. Oglądając film i równocześnie występując przed innymi zwiedzającymi galerię. Kto tu dla kogo występuje i na kogo patrzy?
wideo 20’, instalacja site specific
wideo 20’, instalacja site specific
Ben Rivers i Ben Russell, tworzą nieformalny duet artystyczny. Choć nie pracują razem przy każdym projekcie, to ich nieregularna kolaboracja trwa od lat. W 2013 roku wspólnie nakręcili Zaklęcie, które odpędza ciemność, film który zdobył wiele nagród. Między innymi taką, gdzie nagrodą był bilet lotniczy w dowolne miejsce na ziemi. Ich wspólnym wyborem było Vanuatu – melanezyjski archipelag na północ od Fiji. W trakcie zaimprowizowanej miesięcznej rezydencji, Ben Russell i Ben Rivers mieli do dyspozycji jedną kamerę. Materiał nią nakręcony, zmontowali w dwa osobne filmy – dwa spojrzenia na wyspę.
W wersji Bena Riversa, środowisko naturalne, kolonialna przeszłość i migawki z życia codziennego na wyspie, zestawione są z melancholijnym poematem Piszę do Pana z odległego kraju Henri’ego Michaux, poety, podróżnika i psychonauty. Ben Rivers na przestrzeni lat nakręcił wiele mrocznych, filmów, których samotni bohaterowie egzystują na marginesach społeczeństwa. Równoległym nurtem w jego rozległej twórczości są portrety odizolowanych od świata mikro-społeczności. Często mieszka z filmowanymi przez siebie ludźmi i pisze scenariusze ich działań, tworząc iluzję warsztatu dokumentalisty. Sprawdza jak oddalenie i izolacja wpływają na strukturę społeczną. Te małe zamknięte układy traktuje jako analog utopii, która może istnieć jako osobisty stan umysłu lub świadomość kolektywna.
Ben Russell jest artystą, reżyserem i kuratorem, którego praktyka rozwija się między kinem eksperymentalnym a formą etnografii spekulacyjnej; nazywa ją „etnografią psychodeliczną”. W Wytrwajmy w swoim postanowieniu zanim zapomnimy Russell nagrania z Vanuatu osadza w kontekście kultów cargo, które rozwinęły się na wyspach w XX wieku i związanych z nimi rytuałami, dekonstruując konwencje filmów antropologicznych.