English

Filmawka: zobacz najlepsze tytuły z konkursowej sekcji Spectrum

12/11/20
In a Silent Way, reż. Collin Levin
Ścieżka afrykańska: tysiąc i jedna noc Weekend! Nocne Szaleństwo czas zacząć

Współpraca z redakcją Filmawki to prawdziwa przyjemność. Wspólnie z zespołem portalu organizujemy codzienne spotkania w ramach Filmawkowego Klubu Dyskusyjnego, a dziennikarki i dziennikarze Filmawki przygotowują szereg tekstów, w których biorą pod lupę najciekawsze aspekty tegorocznej, połączonej edycji Nowych Horyzontów i American Film Festival.

Dziś prezentujemy 5 tytułów z konkursowej sekcji Spectrum, których zdaniem redakcji nie można przegapić.

5. Moje serce biję tylko, gdy mu każesz, reż. Jonathan Cuartas

„Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” – stwierdzenie to jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy doprecyzuje się, że chodzi nam o nasze własne cztery ściany. W przeciwnym wypadku możemy trafić do domu bohaterów Moje serce bije tylko, gdy mu każesz, a tam zatęsknimy nawet za tym domyślnym „dobrze”. Dwight, Jessie i Tom to rodzeństwo, o którym nie można nawet powiedzieć, że pozornie tworzą normalną rodzinę – jakiekolwiek pozory znikają już w pierwszych kilku minutach, kiedy to Dwight zabija bezdomnego mężczyznę, Jessie upuszcza z niego krew, a Tom w zwierzęcym odruchu chłepce ją wprost z miski. Zaciemniony dom, monotonny tryb życia i próba zagłuszenia wszelakich emocji za sprawą stagnacji i niejasnego w swojej genezie przekonania, że dobro rodziny jest najważniejsze – każdemu z rodzeństwa powoli kończy się cierpliwość w akceptowaniu status quo i każde z nich, na swój własny sposób, zaczyna dążyć do zmiany.

Reżyser Jonathan Cuartas nie łączy jednak tej eskalacji trudnych do zakwalifikowania jako ludzkie zachowań ze wzrostem tempa i jego film płynie gęsto i powoli przez cały czas swojego trwania – niczym krew, będąca tutaj jednym z głównych bohaterów. Moje serce bije tylko, gdy mu każesz to horror, który, zamiast straszyć, za zadanie stawia sobie przede wszystkim skutecznie odstręczyć od siebie widza. Odrzucić go od siebie swoją nieprzystępnością, ale jednocześnie zafascynować go za pomocą tych samych środków. I chociaż towarzyszące podczas seansu tej reinterpretacji wampirycznego toposu emocje ciężko opisać, to jednak na pewno ich tu nie brakuje. (Michał Piechowski)

4. In a Silent Way, reż. Collin Levin

Cytując za klasykiem: Lubisz jazz? Nawet jeśli tak, to bez wątpienia nie wiesz o nim więcej niż główny bohater filmu Collina Levina – Jazzen Goodman. Co ten też postara się udowodnić każdemu z widzów w czasie trwania fantastycznego mockumentu In a Silent Way. Będziemy w nim śledzić drogę głównego bohatera do zostania największym artystą jazzowym na świecie i następującej zaraz po tym śmierci. Bo tym właśnie, w jego mniemaniu, charakteryzują się najwięksi jazzmani. Nie potrafię wyobrazić sobie, jakie techniki medytacyjne stosował Nicolai Dorian wcielający się w głównego bohatera, aby nie parskać co chwilę śmiechem z powodu własnej postaci. Jazzen z miejsca staje się jedną z największych gwiazd tzw. cringe comedy, dzieląc to zaszczytne miano z Michealem Scottem z The Office czy dowolnym z wampirów z Co robimy w ukryciu.

Obserwowanie jego artystycznej podróży pełnej przemian, zerwanych przyjaźni i gargantuicznej ilości niezręcznych sytuacji to humorystyczny majstersztyk. Przeraźliwie wręcz niezręczny, ale to jego największa zaleta. Bo albo scenarzyści wybornie kontrolują tempo swoich dialogów, albo aktorzy genialnie improwizują. Win-win situationIn a Silent Way będzie klasykiem, a duża liczba widzów na festiwalu powinna mu w tym pomóc. Jazzen na to zasługuje, a robi co może. (Norbert Kaczała)

3. Shiva Baby, reż. Emma Seligman

Danielle, główna i tytułowa bohaterka Shiva Baby, idzie z rodzicami na żydowską stypę i bardzo szybko odkrywa, że w sumie to – zamiast lawirować wśród nie do końca mile widzianych gości i innych okoliczności towarzyszących – wolałaby zamienić się na miejsca z tą już nieżyjącą, daleką ciotką. Nie dość, że wszyscy zastanawiają się nad tym, jakie są jej plany na przyszłość i porównują ją do jej bardziej uzdolnionych i bardziej zdecydowanych rówieśników, to na dodatek spotyka na miejscu swojego obecnego kochanka (który pojawia się tutaj z żoną i dzieckiem), byłą dziewczynę (która wystarczy, że się pojawia) i rodziców, z którymi coraz trudniej jest jej złapać kontakt. A to i tak zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Jeżeli uważacie, że to naprawdę dużo, to pomyślcie, jak musiała czuć się w tym wszystkim Danielle. Shiva Baby imponuje nie tylko świetnym odnajdywaniem się w tej mnogości wątków, ale również – wiążącym się z tym – doskonałym tempem poprowadzonej prawie w czasie rzeczywistym akcji. I chociaż bywa humorystycznie, a całość najlepiej określałoby słowo „komediodramat”, to podczas obserwowania kolejnych załamań nerwowych protagonistki czułem się, jakbym oglądał wyborny thriller.

Debiutująca pełnometrażowo Emma Seligman do pary z wcielającą się w główną rolę Rachel Sennott tworzą niesamowity portret młodej kobiety na skraju dorosłości. Pełen celnych, naturalnych obserwacji i bolesnego wytykania jej nieidealności, ale przede wszystkim pełen czułości, empatii i zrozumienia tego, że do znalezienia swojego miejsca na ziemi potrzebna jest chociaż odrobina wsparcia z zewnątrz. (Michał Piechowski)

Pełna wersja artykułu jest dostępna na stronie internetowej Filmawki.


czytaj także
Program Sztuka, śledztwo i kino. Filmy z Frontu Wizualnego 12/11/20
Program "Beat mrocznego miasta", czyli jak taniec może uratować świat 13/11/20
Program Śpiące królewny i rewolucja 11/11/20
Program Gianfranco Rosi: Cisza warta stu godzin rozmów 11/11/20

Newsletter

OK