Na tegorocznej edycji Nowych Horyzontów widzowie będą mogli obejrzeć nie tylko dwa głośne anglosaskie dokumenty muzyczne (Crock of Gold i The Sparks Brothers), lecz również zaprezentowaną w ramach sekcji Oslo/Reykjavik najnowszą produkcję z Norwegii dotyczącą fenomenu popularności tamtejszej „supergrupy” A-ha.
Muzyka jest bowiem ważnym tematem powstających w krajach nordyckich rockumentów (takich jak np. popularny w Polsce film o Sigur Ros pt. Heima) i oficjalnie wspieranym przez władze i instytucje dobrem kulturowym, które ma wzmacniać filary tamtejszej tożsamości narodowej oraz zachęcać obcokrajowców do odwiedzenia krajów z „dalekiej” Północy. Filmy o muzyce to także sugestywne dokumenty przemian obyczajowych oraz wyrazisty przykład zmiany podejścia ich twórców do portretowania artystów, często ukazywanych nie jako herosi popkultury, lecz raczej zmagający się z różnymi problemami nadwrażliwcy.
W muzyczną podróż po Islandii i Norwegii zabiera nas Sebastian Jakub Konefał.
Jednym z pierwszych docenionych na świecie filmów o muzyce nordyckiej był Rock w Reykjaviku (1981) Friðrika Þóra Friðrikssona portretujący punkową rewoltę w stolicy Islandii. Oprócz występów młodziutkiej Björk w zespole Tappi Tíkarrass, w dokumencie sugestywnie sportretowano różnorodność lokalnej sceny alternatywnej. Co więcej, widzowie mogą̨ również̇ zobaczyć tu występ legendarnej żeńskiej grupy Grýlurnar, której liderka zagrała później w kilku islandzkich filmach. W obrazie pojawia się też zmarły na początku lat 90. XX wieku Sveinbjörn Beinteinsson. To ceniony na wyspie badacz pogańskich rytuałów, niestrudzony kolekcjoner ludowych pieśni i podań oraz założyciel Kościoła Asów (Ásatrúarfélagið), którego członkowie do dzisiaj czczą bóstwa ze skandynawskich sag.
Do fuzji tradycji i muzyki alternatywnej nawiązują także dwa inne islandzkie dokumenty. Pierwszym z nich są Mistrzowie wrzasku (Gargandi snilld, 2005) Ariego Alexandra Ergisa Magnússona, znany poza Islandią także jako Screaming Masterpiece. W filmie obserwujemy życie muzyczne kraju na przestrzeni ponad trzech dekad, choć sam podtytuł dokumentu, brzmiący Tysiąc lat islandzkiej muzyki, sugeruje okres o wiele dłuższy. Mistrzowie wrzasku w swojej formule próbują połączyć transnarodowość przekazu z lokalnym charakterem islandzkiej tożsamości. Tak dzieje się na przykład we fragmentach przedstawiających dokonania pieśniarzy ludowych i ich kooperację z twórcami muzyki postrockowej. Jednym z nich jest współpracujący z formacją Sigur Rós skald Steindór Andersen, którego obserwujemy najpierw w trakcie pracy nad wokalnym wykonaniem ponadosiemsetletniego wiersza Czarodziejski kruk Odyna. W kolejnych scenach filmu Magnússon za pomocą montażu stopniuje ewolucję projektu – od lokalnego wymiaru wspólnego przedsięwzięcia zaprezentowanego w trakcie miejscowego występu na festiwalu poezji i sztuki pogańskiej, aż po uroczysty występ Andersena z zespołem i chórem na wielkiej scenie przed setkami widzów.
Babcia Lo-Fi, reż. Ingibjörg Birgisdóttir, Orri Jónsson
Podobne pomysły zostaną wykorzystane także w późniejszym i bardziej znanym filmie o grupie Sigur Rós pt. Heima (2007) w reżyserii pochodzącego z Kanady Deana DeBlois. Muzycy zespołu nazywają ten dokument „listem miłosnym do ich ojczyzny”. W czasie ich tournée po wyspie odwiedzają bowiem nietypowe miejsca (takie jak opuszczone zakłady przetwórstwa ryb czy lokalny dom kultury) i grają wiele koncertów plenerowych.
Specyficzny charakter islandzkiej sceny muzycznej, podkreślający zarazem ciepły, intymny styl powolnego życia w „krainie ognia i lodu” wykorzystuje też Árni Sveinsson w filmie zatytułowanym Podwórko (Backyard, 2010), znów ukazującym serię nietypowych koncertów. Pomysłodawca tego projektu, Árni Rúnar Hlöðversson, zaprosił tym razem twórców z takich grup jak Múm, FM Belfast, Hjaltalín czy Sin Fang Bous do występów na tytułowym podwórku. W dokumencie ponownie zobaczymy bardzo młodych muzyków wykorzystujących brzmienia inspirowane folklorem i tworzących teksty nawiązujące do kulturowej tradycji Islandii.
Z kolei nakręcony przez Ingibjörg Birgisdóttir i Orriego Jónssona obraz Babcia Lo-Fi (Amma LoFi, 2011) to przepełniona ciepłym humorem duńsko-islandzka koprodukcja o Sigríður Níelsdóttir – autorce tekstów i muzyki, która swoją karierę̨ rozpoczęła w wieku siedemdziesięciu lat. W filmie umieszczono między innymi enigmatyczną narratorkę, ubraną i zachowującą się̨ niczym średniowieczna pieśniarka, co stanowi żartobliwe nawiązanie do oralnych tradycji Eddy – najstarszego zabytku islandzkiego. Drugą narratorką jest zaś sama Sigríður Níelsdóttir opowiadająca widzom o swoim życiu i twórczości, a kolejnymi formami przekazywania informacji o niej są̨ dowcipne teksty piosenek oraz zabawne animacje. Powstały one w klasycznej technice poklatkowej, a do ich stworzenia użyto przedmiotów zrobionych w domowych warunkach, takich jak ręcznie tkane koronki, wycinanki i zapożyczone z gazet zdjęcia. W formule dzieła przewrotnie wykpiono również model narracyjny „wypowiedź znanego artysty – występ”, typowy dla większości wcześniejszych islandzkich rockumentów. Tym razem to rozpoznawalne za granicą gwiazdy islandzkiej sceny muzycznej wykonują zabawne interpretacje utworów osoby nieznanej poza wyspą, dopasowując swoje występy do minimalistycznych technicznie aspektów piosenek „babci lofi”.
Lista artystów związanych z muzyką popularną i alternatywną w Norwegii jest nader długa. Elektroniczny Röyksopp, ambientowy Biosphere, indie-popowy Erlend Øye i Kings of Convenience, post-folkowa Mari Boine, synth-popowa Aurora czy mroczny Ulver to tylko czubek tej dźwiękowej góry lodowej. Niestety w ojczyźnie Jana Grabarka nie stworzono dotąd dokumentu, który w tak przekrojowy sposób jak Screaming Masterpiece prezentowałby najważniejsze postacie tamtejszej sceny. Natomiast podobnie kultowy status do Rocka w Reykjaviku i Mistrzów wrzasku ma tam pierwszy pełnometrażowy rockument pt. Ragnarock Arne Philipa Fraasa z 1973 roku – nazywany w swojej ojczyźnie „norweskim Woodstockiem”, bo jest relacją z odbywającego się w tym czasie festiwalu, który zgromadził prawie trzydziestotysięczną publiczność. Na uwagą zasługuje także nagrodzony na siedmiu międzynarodowych festiwalach obraz pt. Heftig og begeistret Knuta Erika Jensena z 2001 roku (znany też w Europie pod nieco mylącym angielskim tytułem Cool and Crazy) opowiadający o męskim chórze z ulokowanej na dalekiej Północy miejscowości Berlevåg. Twórcy filmu wpisują w nim w humorystyczny sposób historie sympatycznych śpiewaków oraz ich sugestywne występy w mroźne realia położonej w Finmarku gminy, którą zamieszkuje około tysiąca osób.
Norwegia to także muzyczna mekka dla fanów ciężkiego metalu. Ojczyzna m.in. zespołów Mayhem czy Satyricon zostaje pokazana w taki sposób między innymi w amerykańskim dokumencie Until the Light Takes Us z 2007 roku oraz w quasi-biopicu na temat grupy Mayhem pt. Lords of Chaos (2018). Za reżyserię tego drugiego filmu odpowiedzialny jest szwedzki twórca teledysków Jonas Åkerlund, znany między innymi z głośnych klipów do piosenek Ray of Light Madonny i Smack my Bitch up TheProdigy oraz krótkiej kariery perkusisty w szwedzkim zespole Bathory. Rodzimą, norweską produkcją jest natomiast film Once Upon a Time in Norway (2007), który, niestety składa się głównie z wywiadów z muzykami, przez co wydaje się niestety mało innowacyjny formalnie.
Z zupełnie innym typem muzyki mierzy się natomiast angielsko-norweski dokument pt. Northern Disco Lights, stworzony przez Brytyjczyka Bena Navisa. Jeśli jesteście fanami takich disc jockeyów jak Mental Overdrive, DJ Strangefruit, Bjørn Torske czy Lindstrøm to jest to propozycja właśnie dla Was. Film dotychczas doczekał się pokazów w ponad czterdziestu krajach i można go legalnie i za darmo obejrzeć na stronie jednej z firm produkujących znane napoje energetyczne. Po raz kolejny w jego strukturze narracyjnej powracają znane z wielu innych nordyckich rockumentów zabiegi, takie jak łączenie audiosfery z prezentacją piękna lokalnej przyrody za pomocą ujęć z lotu ptaka (lub raczej videodrona) i szeregiem wypowiedzi „ekspertów” i artystów.
Ragnarock, reż. Arne Philip Fraas
Również formuła najnowszej norweskiej produkcji o A-ha nie zawsze odbiega od standardów przyjętych w strukturach narracyjnych transnarodowych rockumentów. Odnajdziemy tu zatem mnóstwo materiałów archiwalnych (w tym wcześniejsze wersje największego hitu zespołu) oraz fragmenty występów koncertowych i urywki (nota bene bardzo ciekawych wizualnie) wideoklipów a także kulisy pracy muzyków oraz szereg „gadających głów”, dzielących się swoimi uwagami na temat historii kultowej norweskiej grupy.
Działaniem ciekawie dynamizującym odbiór filmu są zaś stosowane niekiedy animacje – nawiązujące swoją stylistyką do klasycznego już teledysku do piosenki Take on Me w reżyserii Steve’a Barrona. W gruncie rzeczy wydaje się też, że ten jeden utwór, a także kulisy jego powstawania oraz analiza wpływ hitu na stylistykę muzyczną i wizualną nie tylko lat 80. XX wieku stanowiłyby już w pełni wystarczający materiał na obszerny dokument. Wszak ów szlagier od czasu debiutu stał się ofiarą licznych coverów, przeróbek i parodii, a niedawno powrócił też w wielkim stylu w intermedialnej formule w głośnej grze video The Last of Us 2 studia Naughty Dog.
Wróćmy jednak do samego dokumentu. Twórcy filmu o A-ha skupiają się w nim bowiem także na kilku innych rzeczach. Najciekawszą z nich wydają się nietypowe relacje panujące w zespole oraz zmagania każdego z jego członków z popularnością. W scenach, w których widzimy trud wkładany w życzliwe rozdawania autografów czy odgrywanie po raz tysięczny tych samych utworów na koncercie, film zyskuje intensywność podobną do świetnego, prezentowanego niegdyś na Nowych Horyzontach dokumentu o Metallice pt. Some Kind of Monster (2004) Joego Berlingera i Bruce’a Sinofsky’ego.
Niewątpliwym atutem norweskiego rockumentu jest także sugestywne ukazanie pejzażu audiowizualnego lat 80., zwłaszcza we fragmentach ukazujących podróż członków zespołu do ówczesnego Londynu, gdzie za młodu poszukiwali inspiracji muzyczno-image’owych. Dzieło Thomasa Robsahma i Aslaug Holm wpisuje się też w nordyckie tradycje zestawiania ponowoczesnych dźwięków i piękna subarktycznych pejzaży, ukazywanych tutaj ponownie jako azyl artystów szukających ukojenia przed ścigającym ich nieustannie hałasem świata. To także historia o uprzedmiotowianiu (tym razem męskiego) ciała oraz godnym starzeniu się i godzeniu z własnymi demonami. A wszystkie te tematy oblano muzycznym lukrem ciepłych elektronicznych brzmień i specyficznym głosem Mortena Haketa. Ów falset nadal skutecznie rozmiękcza rzesze niewieścich serc oraz wystawia na śmiertelną próbę struny głosowe, przepony oraz płuca domorosłych wokalistów próbujących zaśpiewać infekujący uszy niczym wirus refren Take on Me. Nie próbujcie tego więc robić po seansie bez wykupienia odpowiedniej polisy ubezpieczeniowej.
Sebastian Jakub Konefał
Fragment tekstu o muzyce z Islandii jest przeredagowaną i zmienioną częścią rozdziału pt. Dźwięki północy z książki Kino Islandii. Tradycja i ponowoczesność, Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk 2016
Sekcja Oslo/Reykjavik powstała we współpracy z Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej, koordynującym w Polsce wykorzystanie Funduszy norweskich i EOG (Europejskiego Obszaru Gospodarczego), pochodzących z Islandii, Norwegii i Liechtensteinu.
Sprawdź program sekcji Oslo/Reykjavik