Dyrektor artystyczny MFF Nowe Horyzonty, Marcin Pieńkowski, relacjonuje dla nas amerykański festiwal Sundance.
Dziwne było to Sundance. Bez marznięcia w długich kolejkach. Na kanapie. Z oglądaniem sekcji Midnight o piątej rano, co zapewne zdziwiło sąsiadów. Była to edycja bez wielkich nazwisk, bez przebojów, ale edycja bardzo interesująca.
W konkursie amerykańskim zwyciężyła ciepła Coda, ale mnie zainteresował świetny John and the Hole Pascuala Sisto – prowokacyjny miszmasz kina Hanekego lub/i Seidla oraz Kevina samego w domu (tak, tak!). Nastolatek z bogatego domu odurza swoją rodzinę i wrzuca do bunkra, który znajduje się w ogrodzie, po czym bada swoje granice i realizuje naiwne fantazje.
W konkursie międzynarodowym mogliśmy oglądać trzymający w napięciu debiut Jakuba Piątka Prime Time (rozwijany w ramach Studia Nowe Horyzonty i pitchowany na Polish Days) – dojrzały, świetnie zagrany, znakomicie zmontowany.
Na Sundance rządziło kino realizowane przez kobiety. Bezkonkurencyjny okazał się Hive Blerty Basholli – kameralny dramat z Kosowa, opowiadający o samotności kobiet w powojennej rzeczywistości, w której muszą przejmować nowe role, muszą być za wszelką cenę twarde – a patriarchalna rzeczywistości wciąż trzyma je w ucisku, chociaż mężczyźni wydają się nieobecni, niedojrzali bądź zniedołężniali. A po większości zostały tylko sterty zakrwawionych, brudnych ubrań. Szwedzki Pleasure Ninji Thyberg opowiada o dziewczynie, która wchodzi do amerykańskiego świata porno. To prowokacyjne kino, które zadaje niewygodne pytania o seksualność kobiet, i o dwulicowość świata branży erotycznej, która jest (oczywiście) rządzona przez facetów. Brazylijka Iuli Gerbase w The Pink Cloud w celny i przewrotny sposób pokazuje kolejne etapy zamknięcia. I nie chodzi o quasilockdown, jaki teraz przeżywamy, lecz zamknięcie na dobre. Przenikliwe i smutne są to obserwacje. Aż w końcu Amalia Ulman i hiszpańska El Planeta – czarno-biała, przedziwna miniaturka o ekscentrycznym duecie matka i córka, balansująca na granicy performance’u i dokumentalnej obserwacji gra z widzem – zabawna, błyskotliwa i zaskakująca. Mam nadzieję, że większość tych filmów pojawi się we Wrocławiu.
Marcin Pieńkowski